

Sobota była wyjątkowym dniem w Milejowie. Tamtejszy Tur w ostatnim meczu sezonu pokonał Stal Poniatowa 3:0 i przypieczętował awans do IV ligi

Mecz w Milejowie był wyjątkowy z wielu względów. Wieńczył on wspaniały sezon. Drużyna, w ostatnich kilkunastu miesiącach musiała zmagać się z wieloma problemami.
Pierwsza część sezonu były to występy poza własnym obiektem, ponieważ w Milejowie budowano piękny stadion. W pobliskich Biskupicach Tur nieźle się odnalazł, ale jednak mecze bez zagorzałego dopingu publiczności były dla piłkarzy trudne. W końcówce rundy jesiennej przyszedł olbrzymi kryzys, który sprawił, że wiosną trzeba było gonić czołówkę tabeli. Za te problemy posadą zapłacił zresztą Damian Miazga. Niespodziewanie klubowe władze w jego miejsce zatrudniły duet Tomasz Zając i Karol Kowalski. To zestawienie dość nieoczywiste, ponieważ obaj są też czynnymi piłkarzami.
Okazało się to jednak znakomitym posunięciem. Tur w zimie został odpowiednio wzmocniony, zespół wrócił wreszcie na obiekt w Milejowie, gdzie przeprowadzono kapitalny remont, a do tego dodano jeszcze kapitalną atmosferę. Efekt? Rundę wiosenną udało się przejść bez przegranej, z zaledwie tylko jednym remisem w meczu z Polesiem Kock. Najważniejsze zwycięstwa? Zdecydowanie to w meczu z MKS Ruch Ryki, kiedy udało się ograć głównego rywala w walce o awans 2:0.
Przed sobotnim spotkaniem przeciwko Stali Tur miał trzy punkty przewagi nad Ruchem. Bilans dwumeczu miał jednak gorszy, bo jesieniąrywale wygrali 3:0. Aby zapewnić sobie awans podopieczni Tomasza Zająca musieli więc wywalczyć w starciu ze Stalą przynajmniej punkt. Od początku było jednak widać, że chcą iść po pełną pulę. Napędzani przez około pół tysiąca fanów grali bardzo dobrze, chociaż długo nie mogli objąć prowadzenia.
Udało się to dopiero w 34 minucie po akcji bardzo nieoczywistej. Zaczęła się ona bowiem od dalekiego wrzutu piłki z autu w pole karne Tura. Dalekie wybicie do pozostawionego na desancie Tomasza Zająca wprowadziło mnóstwo zamieszania w szyki defensywne Stali. Grający trener gospodarzy przejął piłkę na połowie boiska i popędził z nią na bramkę Kacpra Rybarczyka. Po drodze minął jeszcze obrońcę i strzałem w długi róg dał prowadzenie swojej ekipie.
To uspokoiło graczy Tura, którzy jednak nie przestawali w dążeniu do podwyższenia wyniku. Udało się to po przerwie za sprawą Marcina Gila, który otrzymał długie podanie i znalazł się w sytuacji sam na sam z Rybarczykiem. Oczywiście, nie miał problemów z pokonaniem bramkarza rywali. Podsumowaniem meczu była 90 minuta, kiedy wynik strzałem głową ustalił Jakub Sowa.
Pięć minut wcześniej na boisku pojawił się Przemysław Żmuda. 40-letni obrońca to legenda lubelskiej piłki. W swojej karierze występował w wielu klubach, nawet na poziomie I ligi. Pierwszą bramkę na tym poziomie rozgrywkowy zdobył w barwach Motoru. Miało to miejsce w 2009 roku, kiedy Motor mierzył się na wyjeździe z Wisłą Płock. Co ciekawe, w zespole rywali grał wówczas m.in. Adam Majewski, obecny selekcjoner reprezentacji młodzieżowej Polski. Później Żmuda grał jeszcze chociażby w: Olimpii Grudziądz, Resovii czy Stali Stalowa Wola. W sobotę zakończył karierę i teraz skupi się wyłącznie na pracy trenerskiej. Obecnie prowadzi grupy młodzieżowe w BKS Lublin.
Tur Milejów – Stal Poniatowa 3:0 (1:0)
Bramki: Zając (34), Gil (58), Sowa (90).
Tur: Kowalczuk – Niewiński, Kowalski, Gil (80 Tylus), Zając (68 Pryliński), Cielebąk (83 Suryś), Balczyński (68 Sowa), Kucybała (85 Żmuda), Rod, Kostiuk (88 Kozyra), Leszczyński (68 Fiedor).
Stal: Rybarczyk, Smolik (60 Mastalerz), Pyda (68 Socha), Radziejewski, Kucharczyk, Pikuła, Chrześcijanek (60 Sarna), Gąsiorowski, Sowiński (80 Soboń), Barszcz (60 Król), Tkaczyk.
Żółte kartki: Cielebąk – Pyda, Pikuła, Mastalerz, Socha. Sędziował: Kamil Szczołkow. Widzów: 500.
